W środkowy weekend listopada silna duchem i liczbą delegacja BlackBoxu odwiedziła premierową edycję festiwalu larpowego Krak-ON. Bawiliśmy się wyśmienicie, choć całkowicie osobno — każde z nas wybrało inne larpy do grania. Dzięki temu zyskaliśmy szerokie spojrzenie na tę jakże fantastyczną imprezę. Zazwyczaj delegujemy jedną osobę do spisania relacji z odwiedzanych przez nas konwentów, festiwali czy konferencji. Tym razem udało nam się namówić czwórkę uczestników do podzielenia się swoimi wrażeniami. Popatrzcie więc na Krak-On…
Okiem Hani
Na Krak-onie bawiłam się naprawdę bardzo dobrze. Mimo odwołania jednego z dwóch larpów, na które byłam zapisana, organizatorzy sprawnie załatwili w zastępstwie dwie gry do wyboru. Pech chciał, że obie gry były już przeze mnie grane, ale i tak przyjemnie było ponownie doświadczyć Till the bitter end, zwłaszcza że pierwszy raz grałam w tę grę wiele lat temu na Copernikonie i był to jeden z pierwszych moich larpów w życiu. Na Dopingu czułam się świetnie, mogłam bawić się gęstą atmosferą rodzinnego dramatu i wykrzyczeć głośno emocje mojej postaci. To jest to, co lubię w larpach najbardziej — zabawa ekspresją, wydobycie i odegranie uczuć, których na co dzień nie doświadczam. Świetnie mi się grało również z moją larpową rodziną.
Gdybym miała powiedzieć, co cenię w Krak-onie najbardziej, powiedziałabym, że ludzi. Ludzi, z którymi mogłam spędzić tak wesoło czas na larpach jak i poza nimi. Dla tak wspaniałej ekipy indywiduów warto była przejechać całą Polskę. Jak los da, to za rok też chętnie się wybiorę!
Okiem Jakuba
Dla mnie Krak-on (w porównaniu do niektórych uczestników) był raczej skromny. Grałem w Tajemnice klanu Brokvar. Całe przedlarpie oceniam dobrze. Ankiety, którą musiałem wypełnić przed konwentem, nie były długie, co jest zdecydowanym plusem. Karty postaci otrzymałem z wyprzedzeniem, dzięki czemu mogłem spokojnie przygotować się do roli. Miejsce konwentu było w dobrze skomunikowanej części miasta. Akredytacja przebiegła sprawnie, a z rozkładem sal można było zapoznać się z rozwieszonymi tu i ówdzie planami budynku. Sale wystrojem znacząco odbiegały od sal szkolnych — to kolejny, duży plus. Gry miały swoich opiekunów (producentów), co na pewno odciążyło wielu twórców.
Po grze udaliśmy się na afterparty do pubu nieopodal. Zarezerwowana sala z trudem mieściła wszystkich uczestników i uczestniczki, ale zdaję sobie sprawę z tego, że oszacowanie frekwencji oraz znalezienie odpowiednio przestronnego miejsca, którego właściciele nie oczekują horrendalnych kwot za rezerwację, nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. W niedzielę wraz z Piotrem prowadziłem po raz kolejny Hotel California. Jak już wspominałem wcześniej, sala wprowadziła nas w stan Wow już na wejściu. Wyglądała dokładnie jak prawdziwe hotelowe lobby! Przed prowadzeniem larpu otrzymaliśmy listę graczy wraz z kontaktami, co znacząco usprawniło proces sprawdzania “czy wszyscy już są”. Jesli chodzi o zapotrzebowanie na rekwizyty, to nie wiem, czy jest coś, czego organizatorzy nie byliby w stanie załatwić. My dostaliśmy prawdziwą palmę, o której marzyliśmy od testowej odsłony gry.
Dlatego już wyczekuje drugiej edycji festiwalu i nowości, które przyniesie.
Okiem Krystiana
Z mojej strony Krak-on był nadwyraz przytulnym konwentem — mimo ponad 100 uczestników. Czułem się tam swój i nie miałem problemu z tym, by pogadać z całkowicie obcą mi osobą. Co do poziomu larpów to uważam, że był bardzo wysoki. Warto było dla nich jechać autem 16 godzin w dwie strony. Jeśli będzie okazja, to chętnie pojadę w przyszłym roku — naprawdę warto!
Okiem Kuli
Nie pamiętam innej imprezy larpowej, która miałaby tak mocny i dobry start! Organizatorzy spisali się na medal, byli równie merytoryczni, co pracowici, sympatyczni i wspierający. Lineup był katalogiem obejmującym większość aktualnie najbardziej “chodliwych” i docenianych larpów kameralnych, jakie powstały w PL w ostatnich latach, uzupełnionym o całkiem niezłe (albo i bardzo dobre, jak słyszałem) nowości. Dopisała też frekwencja, zarówno jeśli chodzi o ilość jak i jakość #bezspinkon#only_good_vibes (niewiele jest takich miejsc). Spotkałem starych znajomych, poznałem (jak zawsze, podczas grania i prowadzenia) nowe, fantastyczne osoby (mam nadzieję, że nasze szlaki skrzyżują się jeszcze nieraz).
Brawo! Kto kiedykolwiek robił jakikolwiek event, wie, ile pracy i jak zgranego zespołu potrzeba by impreza wyglądała na zrobioną lekko i na luzie.
Okiem BlackBoxu
Było super. Wrócimy za rok!
No i jeszcze jedno. Jednyum z elementów Krako-Onu był plebiscyt na najlepszy larp.
Zwycięską grą Plebiscytu okazało się Smells Like Teen Spirit autorstwa Roni Korycińska. Na drugim miejscu bardzo zasłużona i największa gra na podium (bo na 20 osób) — Nightclub autorstwa Marcina Słowika Słowikowskiego. Na ostatnim stopniu podium znalazła się Klątwa Rodziny Blackwood autorstwa Macieja Bugalskiego. Podobno o włos wyprzedziła jakiś larp z Trójmiasta… 😉
Wszystkim serdecznie gratulujemy!